piątek, 29 sierpnia 2008

Wyprawa na północ Dzień 4 i 5

Logo zrzeszenia plemion Aborygeńskich, które wspólnie opiekują się parkiem Katherine

Dzień 4. Rejs statkiem rzeką Katherine


Kolejnego dnia wycieczki znowu udaliśmy się do parku Nitmiluk. Tym razem zaplanowaliśmy rejs statkiem po rzece Katherine. Na rzece znajduje się 13 odcinków wąwozu ciągnących się łącznie przez około 300 km - turyści ze względu na łatwą dostępność zwykle poprzestają na obejrzeniu dwóch z nich. My uczyniliśmy podobnie. Rejs tymi wąwozami sprawia ogromne wrażenie!
Rzeka Katherine - widok na wąwóz

Rejs składał się z dwóch części. Najpierw płynęliśmy pierwszym wąwozem, następnie musieliśmy ominąć skalną zaporę i przejść pieszo do następnego statku. Po drodze mogliśmy oglądać stare, aborygeńskie malowidła naskalne.
Aborygeńskie malowidła naskalne

Po przejściu kilkuset metrów czekał na nas kolejny statek. Po drodze oglądaliśmy również miejsca lęgowe gdzie krokodyle w piasku składają jaja.
Miejsce lęgowe krokodyli

Płynąc widzieliśmy pożar lasu. Przewodnik jednak powiedział, że są te pożary nie powinny nas niepokoić, gdyż są one częścią ekosystemu terytorium północnego. Na początku wydawało nam się, że pożary są tutaj zmorą. Jadąc z parku Litchfielda do Katheriny zauważyliśmy płonący las i chcieliśmy zaalarmować straż pożarną. Niestety nasze telefony, co nas nie zaskoczyło, nie miały zasięgu. Pierwszego dnia w Katherine z powodu pożarów nie mogliśmy wyjść na szlaki, które chcieliśmy zwiedzić. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu dowiedzieliśmy się, że od tysięcy lat podpalanie lasu jest dla Aborygenów metodą polowania, tworzenia przestrzeni życiowej poprzez wypalanie traw, które nadmiernie urosły w porę deszczową i spełnia jeszcze parę innych funkcji. Aborygeni zamieszkują te ziemie od ponad 20 tysięcy lat. Przez te wieloletnie podpalenia powstały gatunki roślin odporne na pożary (!). Po skolonizowaniu tych terenów przez białych osadników zaniechano na pewien czas podpaleń, co doprowadziło do naruszenia ekosystemu - nadmiernie rozrosły się trawy i ogień zaczął się wymykać spod kontroli. Dzisiaj znowu powraca się do świadomych podpaleń. Dostępne są ulotki w których się informuje turystów, kiedy powinni zgłosić pożar: są w zasadzie tylko dwa takie przypadki. Kiedy ogień bezpośrednio zagraża osadom i kiedy rozprzestrzenia się zbyt szybko. W pozostałych wypadkach należy ogień po prostu ignorować. Kolejna rzecz która mnie totalnie zaskoczyła.
Pożar w parku Katherine

Kakadu - pożar widziany przez nas z bliska. Zdjęcie zrobione przez Tomka.

Wieczór spędziliśmy na basenie a potem grillując. Aha, wspomnę, że dzieciaki świetnie znosiły całą wycieczkę, panujący upał i w ogóle, były przesłodkie.

Dzień 5. Jaskinia, gorące źródła i podróż do Kakadu

No i znowu poranek zaczęliśmy od upychania rzeczy do samochodu. Doszliśmy w tym do całkiem niezłej wprawy :)
Zwiedzanie zaczęliśmy od jaskiń Cutta Cutta. Po spacerze przez las dotarliśmy do jaskini.
Spacer do jaskini

Jest to jedyna jaskinia na terytorium północnym otwarta dla turystów. Pozostałe, jako że jaskinie są świętymi miejscami Aborygenów, a terytorium północne należy właśnie do nich, są dla turystów zamknięte. Dla turystów otwarte jest pierwsze 200 metrów z 600 metrów jaskini Cutta Cutta.
Zejście do jaskini Cutta Cutta

W jaskiniach nastąpił pewien przełom w rozwoju Olka - od czasu wyjazdu z Polski całkiem nieźle poszerzył zasób słownictwa, ale w jaskini po raz pierwszy zwerbalizował swój stan emocjonalny. Było bardzo ciemno i chłodno i Olek przestraszony powiedział "boju si" (czytaj boję się). Słodkie.

Po wizycie w jaskiniach pojechaliśmy do Katherine się odświeżyć w gorących źródłach. Niesamowite miejsce - dzieciaki je pokochały. Temperatura wody zbliżona, do temperatury ciała.
Kąpiel w gorących źródłach

Olek nauczył się nurkować (zanurza głowę pod wodę i się nie zachłystuje!) Po kąpieli ruszyliśmy dalej - około 300 km na północny wschód do parku Kakadu, a konkretnie do miejscowości Jabiru.
Trasa Katherine-Jabiru

Ponieważ wyjechaliśmy wcześnie, do parku Kakadu dotarliśmy jeszcze jak było jasno. Park Kakadu to największy park w Australii - jego powierzchnia to prawie połowa powierzchni Szwajcarii (!). Zanim dojechaliśmy do Jabiru zrobiliśmy przystanek w Yellow Water, żeby zrobić parę zdjęć i obejrzeć zachód słońca.
Yellow Water Billabong

W czasie wizyty w Yellow Water pierwszy raz w czasie naszej wyprawy widzieliśmy krokodyle. Ta atrakcja była nam w czasie wycieczki dawkowana - przez następne dni byliśmy coraz bliżej krokodyli i widzieliśmy je z coraz bliższej odległości... ale o tym w następnych odcinkach :)
Krokodyl w Yellow Water

Zachód słońca w Yellow Water

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wszystko obejrzeliśmy i przeczytaliśmy. Uroczy dzieciak i urocze miejsca. Najserdeczniejsze życzenia z okazji 3-ciej rocznicy ślubu (3 września)

Anonimowy pisze...

jest ok