Najpierw pojechaliśmy nad znajdujące się w kraterze wulkanu jezioro Taupo.
W tle jezioro Taupo
Tam z Pawłem skoczyliśmy na bungy (pisownia nowozelandzka) z wysokości 47 metrów do rzeki.
Po skoku – Karol, Paweł i Dawid jako Boraty
Kilka zdjęć (zrobionych przez organizatorów) dodałem na Picasę:
http://picasaweb.google.com/daugustynowicz/20090110TaupoBungy#
Mój skok uwieczniony na filmie
Potem pojechaliśmy 80km na północ do miejscowości Rotorua gdzie noc spędziliśmy w hostelu. Po drodze zatrzymaliśmy się nad wodospadem.
Rotorua, jak i cała jej okolica strasznie śmierdzą siarkowodorem. Dziwne, ale to strasznie przyciąga turystów. Okolice Rotorui przypominają nieco piekło - wszędzie unosi się para gejzerów i okropny smród siarki. Ziemia jest w tęczowych kolorach - od zielonego do czerwonego. Niesamowite
W niedzielę z Rotorui pojechaliśmy do parku Wai-O-Tapu, gdzie najpierw obejrzeliśmy wybuch gejzera. Pracownik parku codziennie o 10 rano wrzuca to krateru kawałek jakiegoś minerału (ponoć w całości biodegradowalnego) który wywołuje erupcję. Potem wybraliśmy się na spacer pomiędzy piekielnymi kraterami, parującymi jeziorami wypełnionymi śmierdzącym błotem. Krajobraz piekielny. Niesamowite!
Gejzer
Wracając do Wellington nieco zboczyliśmy z drogi i ostatni fragment przejechaliśmy przecudnymi wąskimi, krętymi drogami. Nowa Zelandia jest naprawdę niesamowita!
Więcej zdjęć możecie obejrzeć w naszej galerii: http://picasaweb.google.com/daugustynowicz/TaupoWaiOTapu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz